Alek

Obserwowani

0 użytkowników

Obserwujący

0 użytkowników

Jak dla mnie ideał :)

„Zagadkowy Związek Twojego Przyjaciela...”

„Coś na progu” autorstwa Leandro Pinto to już 11 tom serii gier paragrafowych Choose Cthulhu, którą po prostu uwielbiam! Zanim jednak przybliżę Wam „fabułę” historii, w której czeka na Was wiele trudnych decyzji, przypomnę: czym są gry paragrafowe.

To taki rodzaj książki, w której czytelnik sam decyduje, jaki następny ruch wykona jego bohater - na końcu prawie każdej strony będzie czekać na Was wybór dwóch lub trzech opcji, które poprowadzą Was do kolejnego paragrafu... Powtarzacie ten „ruch” aż do momentu, w którym Wasze opowiadanie kończy się napisem „koniec”. Nic skomplikowanego, prawda?


Wygląda na to, że twój przyjaciel z dzieciństwa, Edward Pickman Derby, jest szczęśliwie zakochany w Asenath Waite, atrakcyjnej studentce uniwersytetu. Jednak Edward staje się coraz bardziej nieobliczalny, a jego rodzina ma poważne wątpliwości co do tego związku. Twoim zadaniem jest dowiedzieć się więcej o nieuchwytnej i enigmatycznej Asenath. Jakie tajemnice skrywa? Czy to prawda, że jej ojciec, stary Ephraim Waite, był zamieszany w czary w Innsmouth? Czy odpowiedź kryje się w dziwnej wiadomości od tajemniczej istoty w kapeluszu i prochowcu czekającej na twoim progu?

Powiem Wam, że mam wrażenie, iż ta część zdecydowanie wyróżnia się na tle swoich poprzedniczek. Spokojnie, nadal dostaniecie tutaj fragmentu pełne mroku oraz dziwnych stworzeń - po prostu mam wrażenie, że kilka scenariuszy tej gry przypomina bardziej kryminał niż horror. Czy uważam to za wadę? Zdecydowanie nie, ponieważ w trakcie rozgrywki mogłam wysilić moje szare komórki i zdecydować, który z bohaterów jest osobą, za którą się podaje, (niestety nie mogę inaczej tego wyjaśnić, ponieważ byłby to spory spojler).

Czy warto w tej książce ryzować? I tak i nie - kilka racjonalnie podjętych decyzji pozwoli Wam przeżyć, jednak kilka decyzji może doprowadzić do Waszej zguby... Tak, dobrze myślicie, moje pierwsze scenariusze zdecydowanie należały do tej drugiej grupy, przez co bardzo szybko dotarłam do strony ze znienawidzonym przeze mnie napisem „koniec”.

Tak jak w przypadku poprzednich części tej serii, w „Coś na progu” czekają na Was paragrafy, przez które atmosfera zagęszcza się coraz bardziej, a Wasza niepewność będzie dawać coraz bardziej o sobie znać. Ciarki na plecach spowodują również ilustracje, które (uwierzcie mi) robią wrażenie - nic nie poradzę na to, że Black Monk to jedno z tych wydawnictw, które wie, jak rozpieszczać swoich czytelników.

Na koniec taka mała rada ode mnie - każdy krok warto przemyśleć dwa razy. Niektóre racjonalne jak dla mnie paragrafy kończyły się śmiercią mojego bohatera, czy nieudaną próbą pozbycia się pewnej czarownicy... Prawie zapomniałam - nie dajcie się zwieść tajemniczej narzeczonej Waszego starego przyjaciela. Za tą niewinną oraz piękną twarzą kryje się ktoś jeszcze... Ale tego już musicie dowiedzieć się sami 😉

Czy książkę polecam? Tak, jak dla mnie ta część będzie idealna dla osób, które chcą się przekonać, czy gry paragrafowe są idealne dla nich. Akcja tej książki jest na swój sposób wolna/spokojniejsza, dzięki czemu nie będziecie czuć presji czasu, która nie dawała mi o sobie zapomnieć w trakcie rozgrywania pozostałych 10 historii. Jak zawsze polecam Wam czytać to opowiadanie nocą - ciarki gwarantowane i pamiętajcie, by zawsze zaufać swojej intuicji!


Jak dla mnie ideał :)

Jaka jest Wasza ulubiona bajka z dzieciństwa?
„Opowieść Baśniomistrza. Sekrety Smokolochów” stanowi drużynową grę paragrafową, dzięki której masz możliwość stworzyć od nowa historię Czerwonego Kapturka, czy też Jasia i Małgosi, jednak Twoja wersja może być mroczniejsza od tej, którą kojarzysz z dzieciństwa... Spokojnie, to nie jedyne postacie, które czekają na Was w tej książce - będziecie mieć możliwość wcielenia się w rolę złodziejki, pirata, a nawet księcia, czy księżniczki... Tym razem przyjdzie Wam walczyć ze smokami, wampirami, a nawet pomóc samemu Merlinowi, czy elfom, bądź innym istotom. To jak? Postacie wybrane? Czas na poznanie świata, w którym przyjdzie Wam rozegrać jedną z 10 rozrywek!
Gdzieś głęboko pod ziemią rozciągają się długie korytarze, które skrywają wiele tajemnic. Liczni śmiałkowie zapuszczali się w czeluści Smokolochów, by stawić czoło przygodzie, odnaleźć cenne skarby i okryć się wieczną chwałą! Być może to wy jako pierwsi wytropicie olbrzymiego minotaura, zdobędziecie starożytny miecz lub pokonacie złego nekromantę? Tylko miejcie się na baczności! Wkraczacie do świata smoków, wampirów, arturiańskich legend i greckich mitów!
Gdybym miała wybierać spośród dotychczasowych gier paragrafowych, w które miałam okazję zagrać, pod względem sposobu wydania wybrałabym właśnie ten tytuł. Black Monk to jedno z tych wydawnictw, które dba nie tylko o wyobraźnię swoich „czytelników”, ale również o ich oczy - sposób wydania tej serii (jeśli tak możemy ją nazwać, ponieważ jak na razie ukazały się tylko dwie części, jednak czekam na więcej) jest po prostu cudowny. Może i zagrałam wszystkie scenariusze z tej książki jakiś tydzień temu, to jednak dalej łapię się na tym, że bardzo często wracam do tej gry, by obejrzeć raz jeszcze znajdujące się w niej ilustracje, które są po prostu boskie! Te mapy, postacie, czy przedmioty do kupienia... To prawdziwa uczta dla oczu, ale i uszu... Na prawie każdej stronie znajduje się kod QR, który zaprowadzi Was do strony, w której znajdźcie nagrania narratora - Baśniomistrza oraz fragmenty utworów muzycznych, które razem z niepowtarzalną grafiką wprowadzą Was w ten baśniowy, a zarazem pełny mroku oraz niebezpieczeństw świat.
Skoro szepnęłam Wam kilka słów na temat grafiki oraz dodatkowych dźwięków, czas na ocenę scenariuszy, których mamy dokładnie 10. Przed każdym z nich będziecie zmuszeni wybrać postać, w której rolę zamierzacie się wcielić. Macie ich sporo - dokładnie 14 i jeśli chcielibyście ode mnie radę, to polecam Wam rozegrać każdy scenariusz za pomocą innej postaci. Ten manewr pozwoli Wam nie tylko poznać nowych bohaterów, ale również przez specjalne zdolności poszczególnej postaci, urozmaicicie sobie każdą z rozegranych przygód.
Kolejnym atutem tej książki jest mapa oraz pewnego rodzaju dowolność - kiedy to w poprzednich grach paragrafowych o moich ruchu decydował rzut kością lub też miałam do wyboru tylko dwie opcje, to tutaj miałam możliwość wyboru nawet czterech/pięciu możliwych ruchów. W „Opowieści Baśnomistrza” nikt Cię nie ogranicza poza Twoja wyobraźnią, czy też odwagą, dlatego czasami warto jest zaryzykować.
„Opowieść Baśniomistrza: Sekrety Smokolochów” jest grą dla kilku osób, jednak spokojnie - jeśli w pobliżu nie ma Twoich towarzyszy, możesz zupełnie sam rozegrać jeden, a nawet kilka scenariuszy. Może i gra w pojedynkę jest ciut trudniejsza od rozrywki drużynowej, to jednak jestem pewna, że dasz sobie radę, tak samo jak ja!
Jeśli jednak zdecydujesz się zagrać w tę grę z kimś innym, nie polecam Ci wchodzić na te same pola, co Twoi kompani. Warto jest trzymać się w pobliżu innych graczy, ponieważ nie znacie dnia ani godziny, w którym któregoś z Twoich towarzyszy dopadnie stwór pragnący jego śmierci... „Sekrety Smokolochów” (tak samo jak „Tajemnice Dziwnolasu”) to ten rodzaj gry, w której ważna jest współpraca jeśli nie chcesz stracić życia.
Czy książkę polecam? Jeśli ciekawi Cię świat RPG, czy też gier paragrafowych, to z ręką na sercu polecam Ci ten tytuł (pamiętaj, Twój wiek nie gra żadnej roli - Opowieści Baśniomistrza to idealna gratka dla młodszych jak i starszych graczy)! Wydawnictwo Black Monk przygotowało dla nas świetną rozrywkę na długie jesiennie wieczory, do której pewnie sięgnie nie raz, a kto wie może nawet sama wymyślę swoją własną opowieść i stanę się Baśniomistrzem?
PS. Jeśli obawiasz się, że sobie nie poradzisz, ponieważ nie wiesz, na czym polegają gry paragrafowe, czy RPG, Wydawnictwo Black Monk pomyślało także o Tobie - na pierwszych stronach tej książki czeka na Ciebie krótka instrukcja, która opisuje Ci krok po kroku, jak należy poruszać się po tym świecie ;)


Jak dla mnie ideał :)

”Nawiedziciel mroku” autorstwa Leandro Pinto to już 10 część serii gier paragrafowych Choose Cthulhu, którą po prostu ubóstwiam! Jeśli ma być szczera, to ten tom kwalifikuje się w mojej topce paragrafówek. Dostaniecie tutaj:
*mroczne opisy, które zadziałają na Waszą wyobraźnię (oraz popchną Was w totalną otchłań szaleństwa, ale cicho, jak coś nic nie wiecie),
* kilka ilustracji, które idealnie wpasowują się w klimat tej historii (bez wątpienia najlepszy obrazek znajduje się na 104 stronie),
* różne scenariusze, dzięki którym masz możliwość poprowadzić opowiadanie stworzone przez H.P.Lovecrafta w zupełnie inny sposób niż autor!

Dawno temu lekkomyślne podejście do zakazanych ksiąg i grymuarów doprowadziło do śmierci jednego z twoich najlepszych przyjaciół. Po latach postanawiasz zmierzyć się z duchami przeszłości i wracasz na miejsce wydarzeń – do Providence. Wynajmujesz mieszkanie niedaleko Federal Hill, gdzie stoi imponujący, opuszczony kościół. Chcesz napisać powieść, która uspokoi twoje sumienie. Jednak nie będzie łatwo, bo miasto ma dla ciebie nową tajemnicę, kryjącą się w mroku kościelnej iglicy, która zdaje się cię obserwować. Czy w przesądach zamieszkujących okolicę emigrantów kryje się ziarno prawdy? Czy lęk wywołują starożytne pogańskie artefakty przechowywane w sercu opuszczonej świątyni? Czy to prawda, że coś ukrytego w jej murach trzyma w niewoli to, co nazywają Nawiedzicielem Mroku?
Zanim opowiem Wam o moich wrażeniach, wspomnę tylko pokrótce, czym są gry paragrafowe. To taki rodzaj książki, w którym czytelnik sam decyduje, jaki następny ruch wykona jego bohater - na końcu prawie każdej strony będzie czekać na Was wybór dwóch lub trzech opcji, które poprowadzą Was do kolejnego paragrafu... Powtarzacie ten „ruch” aż do momentu, w którym Wasze opowiadanie kończy się napisem „koniec”. Nic skomplikowanego, prawda?
Przyznam, że „Nawiedziciel mroku” od początku trafił w moje gusta - prawdopodobnie przez fakt, iż wcieliłam się w rolę Roberta Blake, który jest pisarzem powieści grozy, tak samo jak ja (może i jeszcze nic nie wydałam, jednak nie wykluczam, że za jakiś czas ten moment nadejdzie).
Do gustu przypadł mi również klimat całej historii - bardzo podobał mi się fakt, że z każdym kolejnym paragrafem atmosfera zagęszczała się coraz bardziej, a moja niepewność dawała coraz bardziej o sobie znać. (Tak pomiędzy nami, jeśli zależy Wam na „dobrym” zakończeniu, czasami warto się wycofać, ponieważ w przypadku tej części odwaga oraz ciekawość doprowadzi Was do szaleństwa, a nawet śmierci - mówię po swoim przykładzie).
Czy w takcie „czytania” trafiłam na jakieś błędy lub wady? Jeśli chodzi o błędy - w przypadku tego tytułu występuje ich brak. Każdy element/paragraf został bardzo dobrze przemyślany, dzięki czemu każdy scenariusz tworzy jedną spójną całość. Jedyną wadą, do której się przyczepię to niewinny, wręcz nudny początek, który spowodował moje ziewanie, jednak im głębiej weszłam w tę opowieść, tym bardziej czułam, jak mój bohater traci zmysły.
„Nawiedziciel mroku” to jedna z tych części, w której czeka na Was wachlarz wielu scenariuszy do odegrania. W trakcie rozrywki będziecie mieć możliwość wstąpienia do sekty, odwiedzenia gmachu dziwnego kościoła, a nawet spotkania samego Lovecrafta... No sami powiedzcie, czy to nie jest przepis na udaną przygodę?
Na koniec mała rada ode mnie: dokładnie przemyślcie jaki ekwipunek wybierzecie na tę wyprawę. W jednym z paragrafów czeka na Was trudny wybór - będziecie zmuszeni wybrać tylko trzy przedmioty... Pamiętajcie, od tego wyboru zależeć będzie życie Waszego bohatera...
Czy książkę polecam? Tak, jak dla mnie ta część będzie idealna dla osób, które chcą się przekonać, czy gry paragrafowe są idealne dla nich. Akcja tej książki jest dość szybka (kiedy już rozprawicie się z powolnym początkiem), dzięki czemu dość szybko przekonacie się, czy jest to rozrywka idealna dla Ciebie. Jak zawsze polecam Wam czytać to opowiadanie nocą - ciarki gwarantowane i pamiętajcie, szczury należy unikać szerokim łukiem!


„Wreszcie dotarliśmy na szczyt urwiska i oczom naszym ukazała się rozległa dolina; widać było ujście rzeki Manuxet, a dalej na południe długą linię klifów zakręcającą w stronę Cape Ann. Na dalekim, zamglonym widnokręgu majaczył oszałamiający profil skały Kingsport Head, a na niej tajemniczy, prastary dom, o którym krążyło tyle legend. W tym momencie jednak uwagę moją przykuł bez reszty widok bliższy, rozciągający się pod nami: zdałem sobie sprawę, że dojeżdżam do osławionego, widmowego Innsmouth...”

„Widmo nad Innsmouth” to już trzecia część serii gier paragrafowych Choose Cthulhu, która pozwoli Wam zmierzyć się ze światem stworzonym przez znanego autora - H.P. Lovecrafta.

Tym razem twoja postać wybierze się do złowrogiego i niszczejącego nadmorskiego miasteczka Innsmouth, w którym kryją się straszliwe i pradawne tajemnice. Niestety, twoje poszukiwania prowadza cię wprost w jego opustoszałe i ponure ulice. Co ukrywają odrażający mieszkańcy Innsmouth? Co kryje się w głębinach wokół owianej złą sławą Diabelskiej Rafy? Czy jesteś gotów poświecić wszystko, aby poznać prawdę o swoim przeznaczeniu?

Czy to źle, jeśli teraz Wam powiem, że opisy Innsmouth idealnie pasowałaby do charakterystyki mojej rodzinnej miejscowości? Chyba czas zagłębić się w historię tego przyportowego miasta, kto wie jakie sekrety tam odkryję?

Dobra, jestem już poważna - jednak z tym pierwszym nie żartuję, w moim mieście roi się od dziwnych mieszkańców oraz cuchnie rybami... „Widmo nad Innsmouth” ma świetny klimat, któremu nie potrafiłam się oprzeć - z każdym kolejnym paragrafem czułam jak na moim ciele pojawia się gęsia skórka. Muszę przyznać, że „Sny w domu wiedźmy” zyskały godnego rywala pod względem atmosfery. Może i początek tej historii zapowiada się dość niewinnie, to jednak wchodząc głębiej do tego miasteczka zaczniecie czuć z nim dość dziwną więź. Była to pierwsza paragrafówka, podczas której moja wyobraźnia płatała mi figle - prawdopodobnie było to spowodowane porą dnia (noc) - kiedy to w fabule pojawiała się nowa postać wręcz czułam jej oddech na karku i miałam wrażenie, że ktoś obserwuje mój każdy krok. Dopiero po tej przygodzie byłam w stanie zrozumieć grozę scenariusza jednej gry - „Posiadłość szaleństwa”, w której również znalazłam się w tajemniczym Innsmouth.

Kolejną rzeczą, która rzuciła mi się w oczy była długość scenariuszy. W przypadku tej części autorzy przygotowali dla nas kilka bardzo krótkich oraz bardzo długich scenariuszy - to od Waszych decyzji będzie zależeć na jaki rodzaj traficie. Jednak jeśli potrzebujecie mojej rady to polecam Wam zagrać w tę grę kilka razy. „Widmo nad Innsmouth” przez swoją tajemniczość zmusiło mnie do rozegrania wszystkich możliwych scenariuszy. Z każdą zakończoną historią czuła, że to miasteczko skrywa jeszcze wiele sekretów - moja intuicja się nie myliła, dlatego jeśli masz ten tytuł u siebie radzę Ci poznać wszystkie możliwe zakończenia.

Nie będę sobą jeśli nie pochwalę autorów za szatę graficzną... No powiedzcie czy ten klimat starych dzienników nie jest genialny? Ilustracje wewnątrz historii jak zawsze przykuwają spojrzenie oraz nadają świetny klimat. Może nie są tak straszne jak w innych grach, to niektóre z nich spowodowały u mnie lekki niepokój.

I na koniec kilka słów o mieszkańcach, których postawy nie mogę przemilczeć. Czy tylko ja na samym początku uznałam ich wszystkich za w pełni normalnych? Kilka razy popełniłam ten sam błąd i mój scenariusz zbyt szybko się zakończył - zaufałam nie tym osobom co trzeba, jednak by nie ułatwić Wam zabawy z tą pozycją, zdradzę Wam, że w Innsmount jest kilka osób, którym warto zaufać, ponieważ mogą Wam zdradzić kilka sekretów tej miejscowości...

Czy książkę polecam? Polecam tę część przede wszystkim za jej klimat - spodobała mi się atmosfera małego miasteczka, w którym każdy coś ukrywa. Podczas czytania wręcz czułam jak atmosfera zagęszcza się coraz bardziej, a mieszkańcy Innsmouth mają mnie na celowniku i pragną mojej „śmierci”. Polecam sięgnąć po ten tytuł po zmroku, najlepiej przy świecach - klimat mroku gwarantowany!

Ig: Zaczytana_archiwistka


„W ciemności lej, jak wiedźmi kocioł,
Gdzie w księżycowy war się zmienia
Ekstrakt ściągnięty w czas zaćmienia,
Schyliłem się: czy zdołam cało
Zstąpić w tę czeluść? Wnet ujrzałem,
Jak tylko sięgnąć oka błyskiem
Że ściany mają gładkość szklaną,
Jakby je zrównał do połysku
Ów smolny śluz, co Morze Śmierci
Wypluwa na swe brzegi śliskie”

„Bezimienne miasto” to już czwarta część serii gier paragrafowych Choose Cthulhu. (Spokojnie, recenzja trzeciej części pojawi się dzisiaj po południu.) Może i ta cześć nie należy do moich faworytów - przez mniejszą ilość sytuacji, w których zmuszona byłam podejmować decyzje, to tytuł ten kupił mnie przez swoją tajemniczość, która trzymała mnie przez większą część tej historii.

Tym razem wcielisz się w rolę George’a Aberdeen’a - profesora, który udał się na archeologiczną ekspansję na pustynię Arabii. Starożytne ruiny ukryte pośród wydm Półwyspu Arabskiego tylko czekają na śmiałków, którzy odważą się je odnaleźć. Dziwne budowle, jakby nieprzystosowane dla ludzi, skrywają wiedzę oraz skarby starsze niż ludzkość. Czy zdołasz rozszyfrować prastare sekrety ukryte w teksach Abdula al-Hazreda i odnaleźć Bezimienne miasto? Czy uda ci się przetrwać w labiryntach jego tunelu i pośród kolosalnych ruin? Jakie stwory wciąż pełzają po tych mrocznych korytarzach, dawno zapomnianych przez wszystkich śmiertelników?

Przyznam, że bardzo spodobało mi się rozpoczęcie tej gry - jesteśmy spragnieni na pustyni, nasze zapasy są bliskie wyczerpania, a z każdym kolejnym paragrafem poznajemy w jaki sposób doprowadziliśmy siebie do takiego stanu - był to bardzo dobry zabieg, ponieważ sprawił, że o wiele bardziej zżyłam się z postacią, w której rolę musiałam się wcielić. Tak jak sobie teraz myślę, to w poprzednich paragrafówkach nie czułam aż tak silnej więzi z żadną z postaci jak właśnie z George’em.

Jak wspomniałam we wstępie - „Bezimienne miasto” - w porównaniu z poprzednimi częściami -zawiera odrobinę mniej paragrafów do wyboru. Nie powiem bardzo mnie to zabolało, jednak autorzy zrewanżowali mi ten brak poprzez dołączenie do fabuły pewnej mapki... I to nie byle jakiej, ponieważ pozwoliła mi ona zdecydować co najpierw chcę zwiedzić w tytułowym mieście. I tutaj mam pewną radę dla Was: w niektórych miejscach czekają na Was zagadki logiczne, dlatego warto w czasie rozgrywki mieć ołówek i kartkę pod ręką. Nie powiem zagadki miały różny poziom trudności - dwie zajęły mi dość sporą ilość czasu, jednak znalazły się też takie, których rozwiązanie udało mi się odgadnąć za pierwszym razem.

I kolejna rada ode mnie: w czasie gry warto jest zwiedzić każdy zakamarek Bezimiennego miasta, które skrywa wiele cennych przedmiotów, które mogą Wam się przydać w czasie podejmowania kolejnych decyzji. Jednym z nich będą trzy klucze, które zaprowadzą Was do dość przerażającego miejsca - oczywiście nie zdradzę Wam co znajdzie się po drugiej stronie... Na Waszym miejscu przygotowałabym się na najgorsze...

„Bezimienne miasto” to pierwsza paragrafówka, w której miałam możliwość porozmawiania z obcymi stworzeniami - spokojnie, nie oznacza to jednak, że każda postać jest dobra... Musicie mieć się zawsze na baczności, bo nie znacie dnia ani godziny, w którym dziwne stworzenie będzie chciało Was zjeść...

I na koniec ponarzekam Wam chwilę na zakończenie... Prawdopodobnie poznałam wszystkie możliwe zakończenia i niestety każde z nich spowodowało u mnie niedosyt. Pod tym względem ta część stoi w tyle w porównaniu z innymi tomami tej serii. Finały innych tytułów były według mnie inne, bardziej „konkretne”, a tutaj dostałam coś zupełnie innego - co bardzo mnie zawiodło.

Czy książkę polecam? Może i „ Bezimienne miasto” zawiera zdecydowanie mniej mroku, to autorzy pozwolili nam lepiej poznać świat, w którym znalazła się odgrywana przez nas postać. Jeśli lubisz sięgać po historie, w których panuje atmosfera wielkiej tajemnicy, a niektóre napotkane na drodze osoby wiedzą więcej niż Ty, jednak nie mogą Ci wszystkiego powiedzieć, to „Bezimienne miasto” jest grą stworzoną dla Ciebie! Tytuł ten kupił mnie przez zagadki logiczne oraz opisy miejsc - w czasie rozgrywki wręcz czułam piach pod nogami, ogromny gorąc oraz burze piaskowe.

Ig: Zaczytana_archiwistka