Alek - recenzje
Jak dla mnie ideał :)
„Zagadkowy Związek Twojego Przyjaciela...”
„Coś na progu” autorstwa Leandro Pinto to już 11 tom serii gier paragrafowych Choose Cthulhu, którą po prostu uwielbiam! Zanim jednak przybliżę Wam „fabułę” historii, w której czeka na Was wiele trudnych decyzji, przypomnę: czym są gry paragrafowe.
To taki rodzaj książki, w której czytelnik sam decyduje, jaki następny ruch wykona jego bohater - na końcu prawie każdej strony będzie czekać na Was wybór dwóch lub trzech opcji, które poprowadzą Was do kolejnego paragrafu... Powtarzacie ten „ruch” aż do momentu, w którym Wasze opowiadanie kończy się napisem „koniec”. Nic skomplikowanego, prawda?
Wygląda na to, że twój przyjaciel z dzieciństwa, Edward Pickman Derby, jest szczęśliwie zakochany w Asenath Waite, atrakcyjnej studentce uniwersytetu. Jednak Edward staje się coraz bardziej nieobliczalny, a jego rodzina ma poważne wątpliwości co do tego związku. Twoim zadaniem jest dowiedzieć się więcej o nieuchwytnej i enigmatycznej Asenath. Jakie tajemnice skrywa? Czy to prawda, że jej ojciec, stary Ephraim Waite, był zamieszany w czary w Innsmouth? Czy odpowiedź kryje się w dziwnej wiadomości od tajemniczej istoty w kapeluszu i prochowcu czekającej na twoim progu?
Powiem Wam, że mam wrażenie, iż ta część zdecydowanie wyróżnia się na tle swoich poprzedniczek. Spokojnie, nadal dostaniecie tutaj fragmentu pełne mroku oraz dziwnych stworzeń - po prostu mam wrażenie, że kilka scenariuszy tej gry przypomina bardziej kryminał niż horror. Czy uważam to za wadę? Zdecydowanie nie, ponieważ w trakcie rozgrywki mogłam wysilić moje szare komórki i zdecydować, który z bohaterów jest osobą, za którą się podaje, (niestety nie mogę inaczej tego wyjaśnić, ponieważ byłby to spory spojler).
Czy warto w tej książce ryzować? I tak i nie - kilka racjonalnie podjętych decyzji pozwoli Wam przeżyć, jednak kilka decyzji może doprowadzić do Waszej zguby... Tak, dobrze myślicie, moje pierwsze scenariusze zdecydowanie należały do tej drugiej grupy, przez co bardzo szybko dotarłam do strony ze znienawidzonym przeze mnie napisem „koniec”.
Tak jak w przypadku poprzednich części tej serii, w „Coś na progu” czekają na Was paragrafy, przez które atmosfera zagęszcza się coraz bardziej, a Wasza niepewność będzie dawać coraz bardziej o sobie znać. Ciarki na plecach spowodują również ilustracje, które (uwierzcie mi) robią wrażenie - nic nie poradzę na to, że Black Monk to jedno z tych wydawnictw, które wie, jak rozpieszczać swoich czytelników.
Na koniec taka mała rada ode mnie - każdy krok warto przemyśleć dwa razy. Niektóre racjonalne jak dla mnie paragrafy kończyły się śmiercią mojego bohatera, czy nieudaną próbą pozbycia się pewnej czarownicy... Prawie zapomniałam - nie dajcie się zwieść tajemniczej narzeczonej Waszego starego przyjaciela. Za tą niewinną oraz piękną twarzą kryje się ktoś jeszcze... Ale tego już musicie dowiedzieć się sami 😉
Czy książkę polecam? Tak, jak dla mnie ta część będzie idealna dla osób, które chcą się przekonać, czy gry paragrafowe są idealne dla nich. Akcja tej książki jest na swój sposób wolna/spokojniejsza, dzięki czemu nie będziecie czuć presji czasu, która nie dawała mi o sobie zapomnieć w trakcie rozgrywania pozostałych 10 historii. Jak zawsze polecam Wam czytać to opowiadanie nocą - ciarki gwarantowane i pamiętajcie, by zawsze zaufać swojej intuicji!
Jak dla mnie ideał :)
Jaka jest Wasza ulubiona bajka z dzieciństwa?
„Opowieść Baśniomistrza. Sekrety Smokolochów” stanowi drużynową grę paragrafową, dzięki której masz możliwość stworzyć od nowa historię Czerwonego Kapturka, czy też Jasia i Małgosi, jednak Twoja wersja może być mroczniejsza od tej, którą kojarzysz z dzieciństwa... Spokojnie, to nie jedyne postacie, które czekają na Was w tej książce - będziecie mieć możliwość wcielenia się w rolę złodziejki, pirata, a nawet księcia, czy księżniczki... Tym razem przyjdzie Wam walczyć ze smokami, wampirami, a nawet pomóc samemu Merlinowi, czy elfom, bądź innym istotom. To jak? Postacie wybrane? Czas na poznanie świata, w którym przyjdzie Wam rozegrać jedną z 10 rozrywek!
Gdzieś głęboko pod ziemią rozciągają się długie korytarze, które skrywają wiele tajemnic. Liczni śmiałkowie zapuszczali się w czeluści Smokolochów, by stawić czoło przygodzie, odnaleźć cenne skarby i okryć się wieczną chwałą! Być może to wy jako pierwsi wytropicie olbrzymiego minotaura, zdobędziecie starożytny miecz lub pokonacie złego nekromantę? Tylko miejcie się na baczności! Wkraczacie do świata smoków, wampirów, arturiańskich legend i greckich mitów!
Gdybym miała wybierać spośród dotychczasowych gier paragrafowych, w które miałam okazję zagrać, pod względem sposobu wydania wybrałabym właśnie ten tytuł. Black Monk to jedno z tych wydawnictw, które dba nie tylko o wyobraźnię swoich „czytelników”, ale również o ich oczy - sposób wydania tej serii (jeśli tak możemy ją nazwać, ponieważ jak na razie ukazały się tylko dwie części, jednak czekam na więcej) jest po prostu cudowny. Może i zagrałam wszystkie scenariusze z tej książki jakiś tydzień temu, to jednak dalej łapię się na tym, że bardzo często wracam do tej gry, by obejrzeć raz jeszcze znajdujące się w niej ilustracje, które są po prostu boskie! Te mapy, postacie, czy przedmioty do kupienia... To prawdziwa uczta dla oczu, ale i uszu... Na prawie każdej stronie znajduje się kod QR, który zaprowadzi Was do strony, w której znajdźcie nagrania narratora - Baśniomistrza oraz fragmenty utworów muzycznych, które razem z niepowtarzalną grafiką wprowadzą Was w ten baśniowy, a zarazem pełny mroku oraz niebezpieczeństw świat.
Skoro szepnęłam Wam kilka słów na temat grafiki oraz dodatkowych dźwięków, czas na ocenę scenariuszy, których mamy dokładnie 10. Przed każdym z nich będziecie zmuszeni wybrać postać, w której rolę zamierzacie się wcielić. Macie ich sporo - dokładnie 14 i jeśli chcielibyście ode mnie radę, to polecam Wam rozegrać każdy scenariusz za pomocą innej postaci. Ten manewr pozwoli Wam nie tylko poznać nowych bohaterów, ale również przez specjalne zdolności poszczególnej postaci, urozmaicicie sobie każdą z rozegranych przygód.
Kolejnym atutem tej książki jest mapa oraz pewnego rodzaju dowolność - kiedy to w poprzednich grach paragrafowych o moich ruchu decydował rzut kością lub też miałam do wyboru tylko dwie opcje, to tutaj miałam możliwość wyboru nawet czterech/pięciu możliwych ruchów. W „Opowieści Baśnomistrza” nikt Cię nie ogranicza poza Twoja wyobraźnią, czy też odwagą, dlatego czasami warto jest zaryzykować.
„Opowieść Baśniomistrza: Sekrety Smokolochów” jest grą dla kilku osób, jednak spokojnie - jeśli w pobliżu nie ma Twoich towarzyszy, możesz zupełnie sam rozegrać jeden, a nawet kilka scenariuszy. Może i gra w pojedynkę jest ciut trudniejsza od rozrywki drużynowej, to jednak jestem pewna, że dasz sobie radę, tak samo jak ja!
Jeśli jednak zdecydujesz się zagrać w tę grę z kimś innym, nie polecam Ci wchodzić na te same pola, co Twoi kompani. Warto jest trzymać się w pobliżu innych graczy, ponieważ nie znacie dnia ani godziny, w którym któregoś z Twoich towarzyszy dopadnie stwór pragnący jego śmierci... „Sekrety Smokolochów” (tak samo jak „Tajemnice Dziwnolasu”) to ten rodzaj gry, w której ważna jest współpraca jeśli nie chcesz stracić życia.
Czy książkę polecam? Jeśli ciekawi Cię świat RPG, czy też gier paragrafowych, to z ręką na sercu polecam Ci ten tytuł (pamiętaj, Twój wiek nie gra żadnej roli - Opowieści Baśniomistrza to idealna gratka dla młodszych jak i starszych graczy)! Wydawnictwo Black Monk przygotowało dla nas świetną rozrywkę na długie jesiennie wieczory, do której pewnie sięgnie nie raz, a kto wie może nawet sama wymyślę swoją własną opowieść i stanę się Baśniomistrzem?
PS. Jeśli obawiasz się, że sobie nie poradzisz, ponieważ nie wiesz, na czym polegają gry paragrafowe, czy RPG, Wydawnictwo Black Monk pomyślało także o Tobie - na pierwszych stronach tej książki czeka na Ciebie krótka instrukcja, która opisuje Ci krok po kroku, jak należy poruszać się po tym świecie ;)
Jak dla mnie ideał :)
”Nawiedziciel mroku” autorstwa Leandro Pinto to już 10 część serii gier paragrafowych Choose Cthulhu, którą po prostu ubóstwiam! Jeśli ma być szczera, to ten tom kwalifikuje się w mojej topce paragrafówek. Dostaniecie tutaj:
*mroczne opisy, które zadziałają na Waszą wyobraźnię (oraz popchną Was w totalną otchłań szaleństwa, ale cicho, jak coś nic nie wiecie),
* kilka ilustracji, które idealnie wpasowują się w klimat tej historii (bez wątpienia najlepszy obrazek znajduje się na 104 stronie),
* różne scenariusze, dzięki którym masz możliwość poprowadzić opowiadanie stworzone przez H.P.Lovecrafta w zupełnie inny sposób niż autor!
Dawno temu lekkomyślne podejście do zakazanych ksiąg i grymuarów doprowadziło do śmierci jednego z twoich najlepszych przyjaciół. Po latach postanawiasz zmierzyć się z duchami przeszłości i wracasz na miejsce wydarzeń – do Providence. Wynajmujesz mieszkanie niedaleko Federal Hill, gdzie stoi imponujący, opuszczony kościół. Chcesz napisać powieść, która uspokoi twoje sumienie. Jednak nie będzie łatwo, bo miasto ma dla ciebie nową tajemnicę, kryjącą się w mroku kościelnej iglicy, która zdaje się cię obserwować. Czy w przesądach zamieszkujących okolicę emigrantów kryje się ziarno prawdy? Czy lęk wywołują starożytne pogańskie artefakty przechowywane w sercu opuszczonej świątyni? Czy to prawda, że coś ukrytego w jej murach trzyma w niewoli to, co nazywają Nawiedzicielem Mroku?
Zanim opowiem Wam o moich wrażeniach, wspomnę tylko pokrótce, czym są gry paragrafowe. To taki rodzaj książki, w którym czytelnik sam decyduje, jaki następny ruch wykona jego bohater - na końcu prawie każdej strony będzie czekać na Was wybór dwóch lub trzech opcji, które poprowadzą Was do kolejnego paragrafu... Powtarzacie ten „ruch” aż do momentu, w którym Wasze opowiadanie kończy się napisem „koniec”. Nic skomplikowanego, prawda?
Przyznam, że „Nawiedziciel mroku” od początku trafił w moje gusta - prawdopodobnie przez fakt, iż wcieliłam się w rolę Roberta Blake, który jest pisarzem powieści grozy, tak samo jak ja (może i jeszcze nic nie wydałam, jednak nie wykluczam, że za jakiś czas ten moment nadejdzie).
Do gustu przypadł mi również klimat całej historii - bardzo podobał mi się fakt, że z każdym kolejnym paragrafem atmosfera zagęszczała się coraz bardziej, a moja niepewność dawała coraz bardziej o sobie znać. (Tak pomiędzy nami, jeśli zależy Wam na „dobrym” zakończeniu, czasami warto się wycofać, ponieważ w przypadku tej części odwaga oraz ciekawość doprowadzi Was do szaleństwa, a nawet śmierci - mówię po swoim przykładzie).
Czy w takcie „czytania” trafiłam na jakieś błędy lub wady? Jeśli chodzi o błędy - w przypadku tego tytułu występuje ich brak. Każdy element/paragraf został bardzo dobrze przemyślany, dzięki czemu każdy scenariusz tworzy jedną spójną całość. Jedyną wadą, do której się przyczepię to niewinny, wręcz nudny początek, który spowodował moje ziewanie, jednak im głębiej weszłam w tę opowieść, tym bardziej czułam, jak mój bohater traci zmysły.
„Nawiedziciel mroku” to jedna z tych części, w której czeka na Was wachlarz wielu scenariuszy do odegrania. W trakcie rozrywki będziecie mieć możliwość wstąpienia do sekty, odwiedzenia gmachu dziwnego kościoła, a nawet spotkania samego Lovecrafta... No sami powiedzcie, czy to nie jest przepis na udaną przygodę?
Na koniec mała rada ode mnie: dokładnie przemyślcie jaki ekwipunek wybierzecie na tę wyprawę. W jednym z paragrafów czeka na Was trudny wybór - będziecie zmuszeni wybrać tylko trzy przedmioty... Pamiętajcie, od tego wyboru zależeć będzie życie Waszego bohatera...
Czy książkę polecam? Tak, jak dla mnie ta część będzie idealna dla osób, które chcą się przekonać, czy gry paragrafowe są idealne dla nich. Akcja tej książki jest dość szybka (kiedy już rozprawicie się z powolnym początkiem), dzięki czemu dość szybko przekonacie się, czy jest to rozrywka idealna dla Ciebie. Jak zawsze polecam Wam czytać to opowiadanie nocą - ciarki gwarantowane i pamiętajcie, szczury należy unikać szerokim łukiem!
„Wreszcie dotarliśmy na szczyt urwiska i oczom naszym ukazała się rozległa dolina; widać było ujście rzeki Manuxet, a dalej na południe długą linię klifów zakręcającą w stronę Cape Ann. Na dalekim, zamglonym widnokręgu majaczył oszałamiający profil skały Kingsport Head, a na niej tajemniczy, prastary dom, o którym krążyło tyle legend. W tym momencie jednak uwagę moją przykuł bez reszty widok bliższy, rozciągający się pod nami: zdałem sobie sprawę, że dojeżdżam do osławionego, widmowego Innsmouth...”
„Widmo nad Innsmouth” to już trzecia część serii gier paragrafowych Choose Cthulhu, która pozwoli Wam zmierzyć się ze światem stworzonym przez znanego autora - H.P. Lovecrafta.
Tym razem twoja postać wybierze się do złowrogiego i niszczejącego nadmorskiego miasteczka Innsmouth, w którym kryją się straszliwe i pradawne tajemnice. Niestety, twoje poszukiwania prowadza cię wprost w jego opustoszałe i ponure ulice. Co ukrywają odrażający mieszkańcy Innsmouth? Co kryje się w głębinach wokół owianej złą sławą Diabelskiej Rafy? Czy jesteś gotów poświecić wszystko, aby poznać prawdę o swoim przeznaczeniu?
Czy to źle, jeśli teraz Wam powiem, że opisy Innsmouth idealnie pasowałaby do charakterystyki mojej rodzinnej miejscowości? Chyba czas zagłębić się w historię tego przyportowego miasta, kto wie jakie sekrety tam odkryję?
Dobra, jestem już poważna - jednak z tym pierwszym nie żartuję, w moim mieście roi się od dziwnych mieszkańców oraz cuchnie rybami... „Widmo nad Innsmouth” ma świetny klimat, któremu nie potrafiłam się oprzeć - z każdym kolejnym paragrafem czułam jak na moim ciele pojawia się gęsia skórka. Muszę przyznać, że „Sny w domu wiedźmy” zyskały godnego rywala pod względem atmosfery. Może i początek tej historii zapowiada się dość niewinnie, to jednak wchodząc głębiej do tego miasteczka zaczniecie czuć z nim dość dziwną więź. Była to pierwsza paragrafówka, podczas której moja wyobraźnia płatała mi figle - prawdopodobnie było to spowodowane porą dnia (noc) - kiedy to w fabule pojawiała się nowa postać wręcz czułam jej oddech na karku i miałam wrażenie, że ktoś obserwuje mój każdy krok. Dopiero po tej przygodzie byłam w stanie zrozumieć grozę scenariusza jednej gry - „Posiadłość szaleństwa”, w której również znalazłam się w tajemniczym Innsmouth.
Kolejną rzeczą, która rzuciła mi się w oczy była długość scenariuszy. W przypadku tej części autorzy przygotowali dla nas kilka bardzo krótkich oraz bardzo długich scenariuszy - to od Waszych decyzji będzie zależeć na jaki rodzaj traficie. Jednak jeśli potrzebujecie mojej rady to polecam Wam zagrać w tę grę kilka razy. „Widmo nad Innsmouth” przez swoją tajemniczość zmusiło mnie do rozegrania wszystkich możliwych scenariuszy. Z każdą zakończoną historią czuła, że to miasteczko skrywa jeszcze wiele sekretów - moja intuicja się nie myliła, dlatego jeśli masz ten tytuł u siebie radzę Ci poznać wszystkie możliwe zakończenia.
Nie będę sobą jeśli nie pochwalę autorów za szatę graficzną... No powiedzcie czy ten klimat starych dzienników nie jest genialny? Ilustracje wewnątrz historii jak zawsze przykuwają spojrzenie oraz nadają świetny klimat. Może nie są tak straszne jak w innych grach, to niektóre z nich spowodowały u mnie lekki niepokój.
I na koniec kilka słów o mieszkańcach, których postawy nie mogę przemilczeć. Czy tylko ja na samym początku uznałam ich wszystkich za w pełni normalnych? Kilka razy popełniłam ten sam błąd i mój scenariusz zbyt szybko się zakończył - zaufałam nie tym osobom co trzeba, jednak by nie ułatwić Wam zabawy z tą pozycją, zdradzę Wam, że w Innsmount jest kilka osób, którym warto zaufać, ponieważ mogą Wam zdradzić kilka sekretów tej miejscowości...
Czy książkę polecam? Polecam tę część przede wszystkim za jej klimat - spodobała mi się atmosfera małego miasteczka, w którym każdy coś ukrywa. Podczas czytania wręcz czułam jak atmosfera zagęszcza się coraz bardziej, a mieszkańcy Innsmouth mają mnie na celowniku i pragną mojej „śmierci”. Polecam sięgnąć po ten tytuł po zmroku, najlepiej przy świecach - klimat mroku gwarantowany!
Ig: Zaczytana_archiwistka
„W ciemności lej, jak wiedźmi kocioł,
Gdzie w księżycowy war się zmienia
Ekstrakt ściągnięty w czas zaćmienia,
Schyliłem się: czy zdołam cało
Zstąpić w tę czeluść? Wnet ujrzałem,
Jak tylko sięgnąć oka błyskiem
Że ściany mają gładkość szklaną,
Jakby je zrównał do połysku
Ów smolny śluz, co Morze Śmierci
Wypluwa na swe brzegi śliskie”
„Bezimienne miasto” to już czwarta część serii gier paragrafowych Choose Cthulhu. (Spokojnie, recenzja trzeciej części pojawi się dzisiaj po południu.) Może i ta cześć nie należy do moich faworytów - przez mniejszą ilość sytuacji, w których zmuszona byłam podejmować decyzje, to tytuł ten kupił mnie przez swoją tajemniczość, która trzymała mnie przez większą część tej historii.
Tym razem wcielisz się w rolę George’a Aberdeen’a - profesora, który udał się na archeologiczną ekspansję na pustynię Arabii. Starożytne ruiny ukryte pośród wydm Półwyspu Arabskiego tylko czekają na śmiałków, którzy odważą się je odnaleźć. Dziwne budowle, jakby nieprzystosowane dla ludzi, skrywają wiedzę oraz skarby starsze niż ludzkość. Czy zdołasz rozszyfrować prastare sekrety ukryte w teksach Abdula al-Hazreda i odnaleźć Bezimienne miasto? Czy uda ci się przetrwać w labiryntach jego tunelu i pośród kolosalnych ruin? Jakie stwory wciąż pełzają po tych mrocznych korytarzach, dawno zapomnianych przez wszystkich śmiertelników?
Przyznam, że bardzo spodobało mi się rozpoczęcie tej gry - jesteśmy spragnieni na pustyni, nasze zapasy są bliskie wyczerpania, a z każdym kolejnym paragrafem poznajemy w jaki sposób doprowadziliśmy siebie do takiego stanu - był to bardzo dobry zabieg, ponieważ sprawił, że o wiele bardziej zżyłam się z postacią, w której rolę musiałam się wcielić. Tak jak sobie teraz myślę, to w poprzednich paragrafówkach nie czułam aż tak silnej więzi z żadną z postaci jak właśnie z George’em.
Jak wspomniałam we wstępie - „Bezimienne miasto” - w porównaniu z poprzednimi częściami -zawiera odrobinę mniej paragrafów do wyboru. Nie powiem bardzo mnie to zabolało, jednak autorzy zrewanżowali mi ten brak poprzez dołączenie do fabuły pewnej mapki... I to nie byle jakiej, ponieważ pozwoliła mi ona zdecydować co najpierw chcę zwiedzić w tytułowym mieście. I tutaj mam pewną radę dla Was: w niektórych miejscach czekają na Was zagadki logiczne, dlatego warto w czasie rozgrywki mieć ołówek i kartkę pod ręką. Nie powiem zagadki miały różny poziom trudności - dwie zajęły mi dość sporą ilość czasu, jednak znalazły się też takie, których rozwiązanie udało mi się odgadnąć za pierwszym razem.
I kolejna rada ode mnie: w czasie gry warto jest zwiedzić każdy zakamarek Bezimiennego miasta, które skrywa wiele cennych przedmiotów, które mogą Wam się przydać w czasie podejmowania kolejnych decyzji. Jednym z nich będą trzy klucze, które zaprowadzą Was do dość przerażającego miejsca - oczywiście nie zdradzę Wam co znajdzie się po drugiej stronie... Na Waszym miejscu przygotowałabym się na najgorsze...
„Bezimienne miasto” to pierwsza paragrafówka, w której miałam możliwość porozmawiania z obcymi stworzeniami - spokojnie, nie oznacza to jednak, że każda postać jest dobra... Musicie mieć się zawsze na baczności, bo nie znacie dnia ani godziny, w którym dziwne stworzenie będzie chciało Was zjeść...
I na koniec ponarzekam Wam chwilę na zakończenie... Prawdopodobnie poznałam wszystkie możliwe zakończenia i niestety każde z nich spowodowało u mnie niedosyt. Pod tym względem ta część stoi w tyle w porównaniu z innymi tomami tej serii. Finały innych tytułów były według mnie inne, bardziej „konkretne”, a tutaj dostałam coś zupełnie innego - co bardzo mnie zawiodło.
Czy książkę polecam? Może i „ Bezimienne miasto” zawiera zdecydowanie mniej mroku, to autorzy pozwolili nam lepiej poznać świat, w którym znalazła się odgrywana przez nas postać. Jeśli lubisz sięgać po historie, w których panuje atmosfera wielkiej tajemnicy, a niektóre napotkane na drodze osoby wiedzą więcej niż Ty, jednak nie mogą Ci wszystkiego powiedzieć, to „Bezimienne miasto” jest grą stworzoną dla Ciebie! Tytuł ten kupił mnie przez zagadki logiczne oraz opisy miejsc - w czasie rozgrywki wręcz czułam piach pod nogami, ogromny gorąc oraz burze piaskowe.
Ig: Zaczytana_archiwistka
„W szalonym życiu jesteś kimś, kogo większość ludzi uznałaby za nudziarza...”
„W górach szaleństwa” to już drugi tom serii gier paragrafowych Choose Cthulhu, w której masz możliwość kierowania losami wielu bohaterów zmagającym się z wyzwaniami znanymi z opowiadań Lovecrafta.
Tym razem wcielisz się w rolę profesora geologii, który otrzymuje list z prestiżowego Uniwersytetu Miskatonic, w którym to dostajesz zaproszenie do udziału w bajecznej ekspedycji w odległe i niebezpieczne rejony Antarktydy. To twoja szansa na zdobycie sławy i prestiżu, jednak ekspedycję Pabodiego prześladuje nieustany pech. Jakie straszne tajemnice kryją te odległe polarne rejony? Co oznaczają te dziwne skamieniałe odciski znalezione w lodzie? Czy uda ci się odkryć straszliwą tajemnicę obozu Lake’a?
Kiedy to pierwsza część tej serii swoją fabułą przypominała mi kryminał, to początek „W górach szaleństwa” swoim początkiem przypominał mi powieść przygodową. Niestety kilka pierwszych paragrafów nie zachęcało mnie do dalszej rozgrywki, ( nie jestem zwolennikiem tego gatunku powieści), jednak kiedy przebrnęłam przez ten „trudny” początek było już tylko lepiej.
Tym razem w tę paragrafówkę zagrałam wspólnie z chłopakiem i powiem Wam, że była to świetna zabawa! Chyba nigdy nie zapomnę jego miny, kiedy wybrał on najbardziej „racjonalny” paragraf, który zaprowadził nas do smutnego i szybkiego zakończenia - dlatego w przypadku tej gry warto jest zaryzykować, ponieważ podejmując bardziej rozsądne decyzje dostaniecie zakończenie, które nie do końca Was usatysfakcjonuje.
„W górach szaleństwa” wyróżnia się na tle innych paragrafówek z tej serii pod względem dwóch fragmentów, w których to jesteście zmuszeni:
1) Wybrać odpowiedni ekwipunek na dalszą wyprawę - tutaj Wam niestety nie powiem czy warto wybrać mądrze, czy jednak zdać się na łaskę losu... pamiętajcie, że zawsze możecie do danego paragrafów wrócić raz jeszcze, dokonać innego wyboru, by poznać zupełnie inne zakończenie,
2) Zagadka z mapą - tutaj również Wam wiele nie podpowiem, ale pochwalę się, że jako wielka fanka kryminałów za pierwszym razem odgadłam o kogo w tej niewiadomej chodzi.
I na koniec kilka słów o ilustracjach... Obrazków w tej grze było całkiem sporo, jednak jedna ilustracja kupiła moją uwagę w pełni - obrazek z gigantycznymi pingwinami - po tej przygodzie już nigdy nie spojrzę na te biedne stworzenia tak samo! Na pochwałę zasługują też ilustracje z mitycznymi stworami - po samych opisach w mojej głowie pojawiały się bardziej łagodne wyobrażenia o tych istotach, jednak obrazki pokazały mi jak bardzo przerażające one były.
Czy książkę polecam? Może i „W górach szaleństwa” nie należy do moich faworytów, to za zagadkę z mapą oraz możliwość wyboru ekwipunku daję twórcom tej gry dużego plusa. Seria Choose Cthulhu wyróżnia się na tle innych paragrafówek przez swój tajemniczy klimat - z każdym kolejnym paragrafem czuję jak zaczynam obawiać się o życie mojego bohatera, a opisy dziwnych stworzeń, czy wydarzeń są tak genialne, że nie raz miałam ciarki!
IG: Zaczytana_archiwistka
„Zew Cthulhu” to pierwsza część świetnej serii paragrafowej - Choose Cthulhu. Zagrałam w tę grę dwa dni temu i do tej pory uważam, że „Sny w domu wiedźmy” otrzymały godnego rywala. Ta część jest po prostu niesamowita! Pełna mroku i niepokoju, czyli to co w horrorach uwielbiam.
Tym razem wcielisz się w postać Francisa Waylanda Thruston - pracownika Uniwersytetu Browna w Providence. Mamy rok 1926 i aktualnie panuje sroga zima. Otrzymałeś ponure wieści o śmierci twojego ciotecznego dziadka - George’a Gammella Angella, historyka i antropologa na stanowisku profesor emeritus języków semickich na Uniwersytecie Browna. Niecodzienne okoliczności jego śmierci wskazują, że zaangażował się w wyjątkowo niebezpieczne badania. Jako spadkobierca i wykonawca ostatniej woli profesora ruszasz do Providence. Czy znajdziesz w sercu dość dowagi, by zmierzyć się z okropieństwami z otchłani czasu?
Muszę przyznać, że ta część zdecydowanie różni się od piątego, szóstego oraz siódmego tomu Choose Cthulhu. Czemu? Po rozegraniu kilku pierwszych paragrafów zaczynamy prowadzić śledztwo - no sami powiedzcie czy dla największego fana kryminałów potrzeba coś więcej?
Początek zapowiadał bardziej kryminalną historię - decydujemy, co z sekretnej szkatułki naszego ciotecznego dziadka chcemy obejrzeć z bliska. Jednak czym więcej paragrafów przeczytacie, tym atmosfera zmienia swój klimat - na bardziej niepokojący i powodujący ciarki.
Zdaję sobie sprawę, że początek dla wielu z Was może być zbyt spokojny, jednak zapewniam Was - czym głębiej w to opowiadanie wejdziecie, tym częściej będziecie zastanawiać się, czy aby za chwilkę nie nastąpi Wasz koniec - z każdym paragrafem będziecie coraz bliżej szaleństwa, które doprowadzi Was do autodestrukcji
Nie wiem czy moją recenzję czyta osoba, która już przeszła ten tytuł, jednak czy poznałeś/aś wszystkie możliwe zakończenia? Jeśli nie to warto sięgnąć po ten tytuł raz jeszcze. „Zew Cthulhu” zawiera wiele różnych finałów - inne spowodowały u mnie obrzydzenie, ale znalazł się również taki, który spowodował u mnie złość i zaskoczenie zarazem. A z kolei inne zakończenie było bardzo brutalne - ten fragment był niczym z książek Maxa Czornyja, ponieważ w czasie czytania przymykałam jedno oko, a w pewnym momencie oba, ponieważ nie byłam w stanie tego czytać.
I na koniec tradycyjnie kilka słów o ilustracjach wewnątrz gry. (Okładki już wiele razy zachwalałam, więc tym razem oszczędzę Wam trochę czasu.) W porównaniu z poprzednimi częściami, w które miałam okazję zagrać przyznam, że „Zew Cthulhu” zawiera troszeczkę mniej obrazków, które spowodowały u mnie ciarki. W tym tytule większa robotę zrobiły bardzo realistyczne opisy, jednak przyznam, że dwóch ilustracji dość szybko nie zapomnę...
Czy książkę polecam? Jeśli są tutaj fani twórczości Lovecrafta to koniecznie musicie sięgnąć po ten tom, by nadać inny tok całemu opowiadaniu. Spokojnie, jeśli nie znasz twórczości tego autora - tak samo jak i ja, nie zastanawiaj się tylko zamawiaj tę część, a najlepiej całą serię, bo dość mocno uzależnia. Sama byłam negatywnie nastawiona do pierwszej gry paragrafowej, którą była „Samotnie przeciwko mrozowi”, a teraz recenzuję Wam jedną z lepszych serii paragrafówek!
Ig: Zaczytana - Archiwistka
„O krainie tej mówi się, że roślinność jest tak gęsta, że światło słoneczne nigdy nie dociera do podłoża. Pomimo jej żyznych dolin kipiących życiem, na zalesionych zboczach nie wznosi się zbyt wiele domów. Jest tu zaledwie kilka osamotnionych farm pogrążonych w mroku, tak jakby cały czas trwały w zadumie nad sekretami Nowej Anglii.”
„Kolor z innego wszechświata” to już kolejna, siódma gra paragrafowa z serii „Choose Cthulhu”. Była to już moja czwarta przygoda z tym rodzajem rozrywki i z każdą nową „książką” zaczynam się w to wkręcać coraz bardziej.
Tym razem wcielisz się w postać hydrologa, którego zadaniem jest sprawdzenie, czy można zalać lesiste doliny Arkham. Podczas swojej wędrówki jesteś świadkiem niezwykłego wydarzenia - z nieba spada dziwny meteoryt, w którego jądrze znajdują się kolory obce ludzkiemu oku.
Niestety przybycie nowego gościa z kosmosu jest bardzo szkodliwe dla ekosystemu farmy Nahuma Gardnera, która położona jest nieopodal obcego obiektu. Jakie międzygwiezdne zagrożenie mógł przynieść ze sobą meteoryt? Dlaczego ciała i umysły rodziny Gardnerów przechodzą przerażające zmiany? Czy będziesz w stanie poradzić sobie z tym kolorem z kosmosu?
Nim opowiem o plusach i minusach tej gry chciałabym wspomnieć o specjalnej zasadzie zepsucia, które została wymyślona dla tej właśnie części „Choose Cthulhu”. Przy niektórych paragrafach znajdują się poziomy zepsucia, które będziesz zbierać w czasie gry. Twoim zadaniem jest zdobyć mniej niż 88 punktów - niestety jeśli Ci się to nie uda poznasz przerażający los przeklętych...
Pewnie na początku jak ja pomyślicie, że zdobyć tyle punktów będzie bardzo trudno, jednak z własnego doświadczenia wiem, że poziom zepsucia w pewnym momencie można dość szybko podwoić... (Oczywiście nie powiem Wam w jakim paragrafie zyskacie bardzo dużą ilość zepsucia, jednak chcę tylko powiedzieć, że autorzy tej części powinni się za to smażyć w piekle!)
„Kolor z innego wszechświata” to pierwsza paragrafówka, która zmusiła mnie do tego bym poznała wszystkie możliwe zakończenia. Nie wiem czy to przez mój „fart”, czy przez zbieg okoliczności, ale za pierwszym razem poznałam trzy najkrótsze scenariusze. (Dla ścisłości nie przegrałam ich ponieważ zdobyła zbyt dużo punktów zepsucia, tylko byłam zbyt pewna siebie...) Niestety w siódmej części Choose Cthulhu odwaga czasami nie popłaca i dość często zaprowadzi Was ona do zbyt szybkiego finału, który spowoduje u Was duży niedosyt oraz chęć na poznanie innych scenariuszy.
Z racji tego, że jest to kolejna część serii to nie będę znów rozwodzić się nad wydaniem tej gry, ponieważ jak zawsze twórcy przygotowali dla nas klimatyczną okładkę oraz świetne obrazki wewnątrz książki. Troszczę żałuję, że nie wszystkie rysunki spowodowały u mnie ciarki na plecach, jak w przypadku poprzednich paragrafówek. Jednak jedyny obraz którego na pewno długo nie wymarzę z pamięci jest grafika przy 124 paragrafie... postać pani Gardner była przerażająca!
Elementem, który wyróżnia „Kolor z innego wszechświata” od poprzednich części jest fakt, iż już na pierwszej stronie autorzy dają nam możliwość wyboru - w piątej oraz szóstej części dość mocno mi to przeszkadzało... bardzo się cieszę, że moje „modlitwy” zostały w końcu wysłuchane.
Chciałabym również pochwalić tę część za rozbudowane opisy. Może w niektórych scenariuszach charakterystyka tego co właśnie się wydarzyło była bardzo słaba, to jednak kilka scenariuszy miało mocniejszy, bardziej realistyczny opis. Niestety nie powiem Wam dokładnie, która to dokładnie historia była, to jednak jeden scenariusz z każdym następnym paragrafem powodował szybsze bicie serca... Nie muszę Wam chyba mówić, że po jego skończeniu śniłam o tych wszystkich zmutowanych insektach, czy rozkładających się ciałach ludzi i zwierząt...
Na koniec pozostaje tradycyjne pytanie: czy książkę polecam? Pomimo, że „Sny w domu wiedźmy” nadal pozostają moim numerem jeden, to przez dwa scenariusze „Kolor z innego wszechświata” ląduje na drugim miejscu moich top paragrafówek. Autorzy przygotowali dla nas historię niczym z horroru, którą - jeśli dobrze poprowadzicie - zaprowadzi Was do mocnego finału.
Z tego co zauważyłam w przygotowaniach jest już kolejny tom - „Święto”, na który czekam z wielką niecierpliwością, może do czasu premiery uda mi się zakupić i przejść cztery pierwsze tomy Choose Cthulhu.
IG: zaczytana_archiwistka
Dobry, solidny produkt
„Jeśli kto, wędrując przez północne obszary stanu Massachusetts, skręci w złą stronę na rozdrożu przy rogatkach Aylesbury, tuż za Dean’s Corners znajdzie się w odludnej i niezwykłej okolicy. Kręta, zakurzona droga wiedzie stromo pod górę, w coraz mocniejszym uścisku obrosłych dziką różą kamiennych murków. Drzewa w okolicznych lasach wydają się zbyt wielkie, trawy zaś, chwasty i jeżyny rosną tu z bujnością nieczęsto spotykaną w zamieszkałych stronach. Pola uprawne są wyjątkowo nieliczne i nieurodzajne, a rozrzucone z rzadka domy zaskakująco podobne w swej starości, nędzy i zapuszczeniu...”
„Zgroza w Dunwich” to już trzecia w mojej karierze gra paragrafowa, w którą miałam okazję zagrać. Mimo, że na samym początku mojej przygody zapierałam się nogami i rękami, że taka forma rozrywki na pewno mi się nie spodoba, to teraz jestem w niej zakochana - kompletnie straciłam dla niej głowę.
Jesteś profesorem Henrym Armitage’em z Uniwersytetu Miskatonic. Pewnego dnia udajesz się do odludnego miasteczka Dunwich, gdzie krążą plotki o dziwnych poczynaniach rodziny Whateleyów. Ich związek z bezbożnymi demonicznymi rytuałami stał się tematem rozmów nielicznych mieszkańców. Czy uda Ci się rozwiązać tajemnicę tej rodziny? Czy uda Ci się przetrwać spotkanie z horrorami, które czają się na farmach i w lasach Dunwich?
Jeśli miałabym porównać „Sny w Domu Wiedźmy”, a „Zgroza w Dunwich”, bez wątpienia wybrałabym pierwszy tytuł. Dlaczego? Jak dla mnie ta druga paragrafówka zawiera mniej mroczniejszy klimat niż „Sny w Domu Wiedźmy”. Same obrazki wewnątrz tej książki nie były na tyle przerażające co w szóstej części Choose Cthulhu - owszem nadają one pewnego rodzaju klimat, jednak nie czułam przez nie gęsiej skórki. Jedyne co nie uległo zmianie jest sposób stworzenia zewnętrznej oprawy oby gier.
„Zgroza w Dunwich” to jedna z tych paragrafówek, w których nie warto się cofać, należy wręcz ryzykować by dotrzeć do wątków, które mogą Was mocno zaskoczyć. Zresztą chyba znacie powiedzenie kto nie ryzykuje ten nie pije szampana, prawda?
Ogromnie żałuję, że w przypadku tej „historii” nie każda decyzja miała wpływ na losy mojego bohatera. Owszem mamy kilka możliwych zakończeń, jednak - jak dla mnie - momentami było ich wręcz za mało, co bardzo mnie irytowało. W tę grę grałam ja oraz moja siostra i pomimo takiego samego początku nasze historie zakończyły się zupełnie inaczej, jednak obie nie do końca jesteśmy zadowolone z naszych zakończeń.
Czy książkę polecam? Tutaj mam niestety dylemat. Sama fabuła „Zgrozy w Dunwich” była bardzo ciekawa i niektóre fragmenty powodowały u mnie ciarki na plecach, to jednak nie do końca jestem zadowolona z tej części. Mimo, że podchodziłam do tej książki kilka razy, to jednak każde z jej zakończeń powodowało u mnie lekki niedosyt. Lecz nie zmienia to faktu, że z niecierpliwością wyczekuję kolejnych części Choose Cthulhu. Nie spodziewałam się, że tak bardzo wkręcę się w ten rodzaj rozrywki - strasznie spodobała mi się możliwość podejmowania różnych decyzji i tworzenia własnej historii.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Zaczytana Archiwistka
Ig zaczytana.archiwistka
„W mieście tym nie było bardziej mrocznego i owianego złą sławą miejsca niż szczytowy pokój (...) w tym bowiem domu i w tym pokoju schroniła się ongiś stara Keziah Mason, który w niewiadomy po dziś dzień sposób umknęła z Salem, unikając stryczka...”
„Sny w domu wiedźmy” to druga już w mojej karierze gra paragrafowa, którą miałam okazję poznać. Jeśli miałabym zdecydować, która z tych dwóch przygód spodobała mi się najbardziej, to bez dwóch zdań wybrałabym właśnie tą. „Sny w domu wiedźmy” posiada świetny klimat, którego mi odrobinę zabrakło w „Samotnie przeciwko mrozowi”.
W tej grze paragrafowej wcielisz się w postać Waltera Gilmana, którego opętała potrzeba wiedzy absolutnej. Według Ciebie wszechświat jest złożoną oraz straszliwą zagadką, którą nauka dopiero próbuje rozwikłać. Wiedziony pogłoskami o istnieniu złej czarownicy, która rosi sobie prawo do panowania nad tajemnicami czasu i przestrzeni, udajesz się na opuszczone Wzgórze Orne’a, aby zamieszkać w jej rezydencji. Czy zdołasz odkryć jej sekrety i związek, jaki mają z nowoczesną nauką? Czy przerażające pogłoski o porwaniach i tajemniczych satanistycznych rytuałach, które rzekomo wciąż mają miejsce w starym mieście Arkham, są prawdziwe? Czy uda ci się przetrwać sny szeptane na strychu Domu Wiedźmy?
Pierwsze co rzuciło mi w oczy - poza „fabułą” oczywiście - jest oprawa graficzna tej książki. Sama okładka oraz strony nadają jej charakteru starej pozycji, która mogłaby zapodziać się gdzieś na starym strychu. Poza tym, wewnątrz całej historii znajdują się liczne obrazki, które nadają mrocznego charakteru całej tej historii. Niektóre z nich na pierwszy rzut oka mogą wydawać się nam zwyczajne, jednak po dłuższych „oględzinach” zauważamy elementy, które mogą powodować niepokój.
Jeśli chodzi o „słowną” część, to jestem zaskoczona opisami, które zostały do tej gry wprowadzone. Autor tej książki wykonał kawał dobrej roboty jeśli chodzi o opisy miejsc czy postaci. Wiele z nich było na tyle mroczne, że nie raz miałam ciarki. Przez całą przygodę będziecie czuć, że coś wisi w powietrzu. Może początek wydaje się zbyt powolny i momentami nudny, jednak później jest już tylko lepiej!
„Sny w domu wiedźmy” jest jedną z tych historii, w których każda - nawet najdrobniejsza decyzja ma jakiś wpływ na dalsza fabułę. Radzę Wam momentami zastanowić się przed podjęciem niektórych decyzji... podczas jednej przygody nie do końca przemyślałam jeden ruch i niestety skończyłam tak jak skończyłam... Miłym elementem tej gry jest fakt, że w niektórych momentach autor pozwoli Wam podjąć decyzje, które wcześniej ominęliście - nie było ich zbyt wiele, jednak sprawia to, że cała fabuła staje się jeszcze bardziej tajemnicza - słowo.
Czy polecam? Zdecydowanie tak! „Sny w domu wiedźmy” należy do gier paragrafowych, które spowodują u Was gęsią skórkę. Polecam Wam zagrać w nią w nocy - raz udało mi się przejść jedną historię w czasie dnia, co było dużym błędem, ponieważ nie zapewniło mi to tak wiele emocji, jak w przypadku nocnych sesji. Z niecierpliwością czekam na kolejną część!
Zaczytana Archiwistka
Ig: zaczytana.archiwistka
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Jak dla mnie ideał :)
IG: zaczytana_archiwistka
Pewnie większość z Was - jak i ja na początku - nie wiedziała na czym polega gra paragrafowa, więc szybkie wyjaśnienie... Jest to pewnego rodzaju gra książkowa, w której gracz, (należy podkreślić, że każda rozgrywka jest przeznaczona dla jednej osoby), musi wykazać się wyobraźnią i na podstawie czytanych opisów, dokonuje wyborów, które z kolei odsyłają go do kolejnego paragrafu w książce. (Tak pomiędzy nami, było to całkiem ciekawe doświadczenie - raz musiałam dojść do ostatniej strony książki, by za chwilę wrócić do jej początku, itp..) Może zastanawiacie się po co sięgnęłam po tę książkę, skoro nie miałam pojęcia na czym polega gra paragrafowa... Zrobiłam to głównie ze względu na mojego chłopaka, by chociaż po części poznać jego świat sesji RPG i szczerze była to całkiem ciekawa przygoda, (pomimo początkowych trudności, ale o tym za chwilę). Nim opowiem o fabule, wspomnę, że „Samotnie przeciwko mrozowi”, składa się z kilku części: instrukcji, historii wydania reedycji, 654 paragrafów, krótkiego posłowia oraz kart postaci, a to wszystko mieści się tylko na 114 stronach! Jeśli chodzi o fabułę to nie mogę Wam dużo zdradzić, rzeknę tylko, że w czasie gry wcielicie się w rolę dr L.C. Nadelmanna - pasjonata legend Ameryki Północnej oraz antropologa, z owianego dziwną sławą, Uniwersytetu Miskatonic z Arkham w stanie Massachusetts. Razem ze swoimi najzdolniejszymi doktorantami oraz lokalną przewodniczką, wyruszysz w głąb legendarnej doliny Północnej Hanninah. Twój cel jest prosty: opisać odkrycia antropologiczne, które popchną do przodu Twoja karierę i przyniosą Ci sławę. Przynajmniej taką masz nadzieję... Czy przetrwasz całą wyprawę? Czy ktoś z Twoich towarzyszy będzie musiał się poświęcić? To wszystko zależy od Ciebie i Twoich wyborów... Przygotuj się na sukces lub porażkę! Szczerze na początku miałam lekki problem z tą przygodą. Może to śmieszne dla ludzi, którzy interesują się grami fabularnymi, ale nie potrafiłam pojąć testu szczęścia oraz podziału punktów umiejętności. Przez te dwa czynniki, początkowa gra szła mi dość opornie i byłam coraz bardziej negatywnie nastawiona do tej książki. (Gdyby nie Starter oraz rady chłopaka, główkowałabym nad tym cały dzień, więc jeśli nie grałeś nigdy w takiego rodzaju gry i boisz się, że nie dasz sobie rady, to się mnie przejmuj. Ja jakoś sobie poradziłam, więc Ty tym bardziej dasz sobie radę!) Jeśli już mowa o rozdzieleniu punktów umiejętności, to w dołączonej karcie badacza, niektóre z umiejętności miały przydzielone dość wysokie punkty i tutaj jest pies pogrzebany... Do tej pory męczy mnie ta kwestia - nie wiem czy te punkty powinnam odjąć od przyznanej mi puli punktów, czy stanowi to pewnego rodzaju gratis dla gracza? Przez wspomniane wyżej problemy, czas mijał mi bardzo powolnie, jednak czym głębiej w las, tym bardziej wkręciłam się w moją wyprawę i chciałam wiedzieć więcej! Do gustu przypadła mi również wielowątkowość całej przygody, dzięki której możliwe jest stworzenie wielu kombinacji jednej historii. Tutaj wysuwa się malutki minus tej książki.. Otóż kilka razy zdarzało mi się trafiać do tego samego paragrafu. Z jednej strony jest to ciekawe, ponieważ mogłam zmienić moją wcześniejszą decyzję i odkryć jakie tajemnice kryją kolejne fragmenty historii, jednak na jeden paragraf trafiłam aż trzy/cztery razy, co odrobinę mnie zirytowało... Wielowątkowość gry sprawia, że możecie kilka razy podejść do tej samej przygody i mieć zupełnie różny przebieg wydarzeń, czy nawet zakończenie. Dobrym tego przykładem jestem ja i mój chłopak - mieliśmy zupełnie inne biegi wydarzeń, dzięki czemu mieliśmy o czym dyskutować i wymieniać się swoimi spostrzeżeniami co do naszych bohaterów. Na przebieg Waszej przygody wpłyną nie tylko Wasze wybory, ale i szczęście, (do mnie niestety się ono nie uśmiechnęło i skończyłam jak skończyłam...). Ostatnia, rzecz, którą pochwalę jest szata graficzna. Nie tylko okładka, ale i rysunki wewnątrz książki, są godne pochwały, do tej pory nie potrafię się na nie napatrzeć! I na koniec pozostaje pytanie, czy polecam „Samotnie przeciwko mrozowi”? Zdecydowanie tak! Była to świetna odskocznia od czytania zwykłych książek, z którymi mam styczność na co dzień. Dzięki tej „lekturze” mogłam stworzyć własną historię. Jestem strasznie ciekawa ile wątków ominęłam podczas pierwszej kampanii, więc pewnie nie raz sięgnę do tej książki, by poznać wszystkie możliwe zakończenia. Na koniec rada: do gry potrzebujecie startera do 7. edycji Zew Cthulhu, (którą powinniście znaleźć na stronie wydawcy), bądź główny podręcznik oraz zestawu kości, (możecie mieć również aplikację w telefonie, która zastąpi Wam ich fizyczną wersję).
Książkę otrzymałam z serwisu nakanapie.pl