Amras_Vardamir - recenzje
Bardzo dobra planszówka ze świetnym mechanizmem worker placement. Super wydanie, pudełko mieści wszystkie elementy, nic nie lata po pudle.
Wikingowie, zarządzanie ręką, podboje i zmodernizowany mechanizm WP, czego chcieć więcej? :D
Kapitalny wariant gry w czasie rzeczywistym - cała drużyna musi bardzo dobrze współpracować i porozumiewać się w taki sposób by wyprzedzić przeciwników. Co do poszczególnych zadań, myślę, że rola pierwszego oficera jest najnudniejsza, zwłaszcza w trybie turowym.
Mój faworyt to radiooperator - masa frajdy, dużo emocji i kombinowania. Myślę, że gra działa sensownie już od 6 graczy, jednak największą frajdę daje w maksymalnym składzie.
Jako fan twórczości Tolkiena jestem zachwycony! Genialne grafiki, klimat przygody, postacie wyjęte wprost z uniwersum stworzonego przez MIstrza.. dla mnie bajka!
Powiem krótko, jedna z najlepszych gier planszowych na rynku!
Dziwna gra. Z jednej strony mamy fajną, dużą planszę, prostą, a nawet banalną mechanikę, a z drugiej niemiłosiernie przeszkadza suchość gry, nikła interakcja między graczami i wtórność każdej rozgrywki.
3/5
Prosta i ciekawa gra do grania w małym jak i dużym gronie. Chociaż przy większej liczbie graczy gra znacząco się wydłuża i trzeba chwilę poczekać na swoją kolej :)
Niemniej, Cytadela to pozycja obowiązkowa dla każdego fana planszówek!
Z jednej strony mamy proste zasady, z drugiej lekko skomplikowany system punktowania, który na koniec gry może wywołać zgrzytanie zębów - przydałaby się karty pomocy z rozpisaniem punktacji.
Na plus niewątpliwie mechanika i ogrom możliwości taktycznych stojących przed graczami. Kilka dróg do zwycięstwa, dużo wyborów i brak losowości.
Na minus pustki na planszy (ciągłe zdejmowanie i wyciąganie kosteczek) oraz brak klimatu - Hansa jest sucha jak wiór :)
Bardzo dobra gra, świetne grafiki, ciekawa mechanika draftu. Gra polska do szpiku kości.
Niektórym przeszkadzała niedostateczna liczba kart pomocy (dlaczego tylko 3?)
Na plus niewątpliwie szybki czas rozgrywki ( we 2 osoby nawet i 25 minut) oraz mechanika draftu, a co za tym idzie spora regrywalność :) Polecam!
Fantastyczna karcianka, świetnie oddająca klimat uniwersum stworzonego przez Tolkiena. Jako fan Władcy pierścieni w wersji papierowej, jestem wniebowzięty :)
Ilustracja na okładce zachęca i pobudza wyobraźnię o epickich walkach o terytorium i niesamowitej przygodzie jaką przeżyjemy. W środku zastajemy kafelki (bardzo popularna w ostatnich czasach forma gier, będąca pewnikiem ogromnej regrywalności) na których znajdują się trzy obszary - góry, w których znajdziemy indyki, prerie z bizonami i rzeki z pstrągami. Indian imitują kolorowe sześciany, które niezbyt wiernie oddają ich wygląd. Mamy oczywiście tabliczki z tipi i czółnami, które są i nie wzbudzają większych emocji. Najważniejsza jest plansza na której będziesz zaznaczał swoje akcje - takich w ciągu Twojej rundy możesz zrobić 4 na 6 możliwych, przy czym obowiązkowym jest wprowadzenie nowej tabliczki do gry.
Przedzierając się przez kolejne zdania instrukcji można się lekko pogubić w nadmiarze możliwości i ogólnych zasad, dlatego przyjęliśmy znaną wszystkim zasadę wyjdzie w grze. Jak się później okazało rozgrywka nie jest trudna, tylko trzeba w nią wsiąknąć i podejść z odpowiednim nastawieniem, Nie będziesz walczył z innymi graczami, chyba że o zasoby, przy czym każdy coś tam dostanie, nawet jeśli jesteś czwarty w kolejce. Oczywiście, każdy powinien dążyć do rozbudowy swoich tipi i czółen, jednak najważniejszą akcją w grze jest wprowadzanie Indian. Tylko dzięki nim zyskujesz przewagę i dlatego musisz bardzo rozsądnie wybrać ich ilość. Tutaj nie chodzi tylko o budowę i zdobywanie terenu, ale o wyprzedzanie przeciwnika, kombinowanie w taki sposób by ten zdobył jak najmniej zwierzaków.
A tych ubywa z każdą turą - na głównej tabliczce widnieją wszystkie koszta związane z ruchem, kupowaniem tipi, Indian oraz czółen. Wszystko ma swoją cenę i musisz wykazać się iście ekonomiczną precyzją w doborze mieszkańców jak i zasięgu terytorialnym. W Apaczach i Komanczach żadne ze zwierząt nie jest priorytetem, najlepszym wyjściem jest mieć wszystkich po trochu, by w ostatecznym rozrachunku zostawić daleko w tyle swoich przeciwników. Jak już wspomniałem nie ma tutaj żadnych potyczek między graczami, więc gra przypomina trochę grę typu area control, w której musisz skupić się na kontrolowaniu terenu.
Gra kończy się wraz z ostatnią tabliczką, przy czym jej długość zależy od graczy, którzy uczestniczą w rozgrywce. W dwuosobowej grze bawiliśmy się około 35 minut, jednak trzeba podkreślić, że z początku musieliśmy zrozumieć poszczególne zasady, które wkrótce stały się bardzo proste. Tutaj pojawia się pytanie czy informacja na pudełku, mówiąca, że gra jest przeznaczona dla osób od 10 roku życia jest prawdziwa. Skłaniałbym się ku opcji, że lepiej podwyższyć ten wiek przynajmniej do 15, bo Apacze i Komancze to gra, w której liczy się strategiczne myślenie, obranie jakiejś taktyki, a z grubsza możemy przyjąć, że młodszym dzieciakom zależy głównie na rozrywce i ubijaniu przeciwników :)
Technicznie rzec biorąc, gra jest wydana solidnie - kafelki, tabliczki z tipi oraz czółnami, kolorowe bloczki - wszystkie te elementy wydają się trwałe, które będą nam służyć długi czas. Ilustracje są ładne, a mnie najbardziej rozbawił żubr/bizon, który spogląda na nas z dna pudełka - no jak żywy z jakiejś staroamerykańskiej prerii.
Kończąc, muszę przyznać, że Apacze i Komancze idealnie wpasowały się w moje upodobania - kombinowanie, zmyślne taktyki - po kilku partiach można jednak poczuć lekkie znużenie, dlatego warto tą grę dawkować sobie w odpowiednich ilościach. Nie nastawiajcie się jednak na fajerwerki - to gra dobra, jednak czegoś tutaj brakuje do pełni szczęścia. To ciekawa pozycja dla początkujących strategów, którzy chcą poćwiczyć przed prawdziwymi wyzwaniami. Mimo nikłej interakcji miedzy graczami gra może wydawać się nudna, jednak walka o tereny pokaże kto jest prawdziwym władcą prerii.